Rozdział 3
Wychodząc na szkolne błonia Ron poczuł chłodny wiatr muskający jego policzki. Ukradkiem odwrócił głowę i spojrzał na zamek, chciał upewnić się, że nikt go nie obserwuje. Przeszedł obok cieplarni i zaczął iść w stronę chatki Hagrida. W pewnym momencie usiadł na schodkach i ukrył twarz w dłoniach. Nagle drzwi się otworzyły i wyjrzał zza nich Hagrid.
-Cześć Ron- powitał go wesoło.
-Cześć- odpowiedział smętnie chłopak.
-Co jest, dlaczego nie jesteś na śniadaniu?
-Nieważne.
-Mogę Ci jakoś pomóc?
-Tego, że jestem ofermą chyba nie da się zmienić.
-Złe oceny?
-Nie.
-To co?
-Podoba mi się Hermiona- wypalił.
-O holibka...- urwał w pół z dania i podniósł głowę do góry.
Przed zamkiem na błoniach pojawił się Harry wraz z Hermioną, którzy zaczęli biec w ich stronę.
-Ron szukaliśmy Cię po całym zamku!- powiedziała Hermiona, z trudem łapiąc powietrze- Zaraz zaczynają się lekcje.
-Nie!- krzyknął Ron- Jeszcze nie spakowałem torby!
-Oto się nie bój- powiedział Harry- Hermiono...
-Accio torba- wykrzyknęła i skierowała różdżką na zamek. Torba Rona zaczęła lecieć z taką prędkością, że uderzyła go w twarz.
-Nic Ci nie jest- zapytał Harry kolegę i pomógł mu wstać z ziemi.
-Nic- burknął.
Nagle w oddali usłyszeli dzwonek.
-Do zobaczenia Hagridzie- pożegnali go wesoło, choć Ron nadal był markotny.
